odcinek 2607 Rozmowy w toku. Gej w rodzinie, to żaden problem, przynajmniej dla rodzin chłopaków, których poznacie w programie. Jednak nawet tak liberalne rodziny mają poważne zastrzeżenia do wyborów miłosnych swych dzieci. Patryk kocha Bartka i są zaręczeni. Najlepszo jest do tańczenio, śpiewanio i sprzątanio - szmaty do kurzu ino furczą, jak grają Dwa Fyniki czy Klaudia Chwołka. A ten, kto gołda, że to obciachowo muzyka, zna pewnie każdo piosenka i śpiewa se po cichu."Żoneczka" - Duet Karo"Żoneczka" - Duet KaroWczoraj do dom przyszoł żeś na baniW tym tygniu to jest przecież czeci rozI zobacz jaki mosz czerwony nosŻonko, to wiencej mi się już nie zdorzyChyba że kamrat z wojska spotko mniePrzy piwku śpiwać nom się chce!A joł ci powiedziała, że mosz od jutra szlabanJak nie zaś nudelkula pójdzie w ruchI jak się wytłumaczysz, co teroz powiesz mi?Ref: Żonko, żoneczko, tyś moje kochanieŻonko żoneczko, tyś nojważniejszo jest. X2Dzisiaj jak przyjdziesz do dom zaś na baniNa sieni w nocy Józef będziesz społI ciężko głowa jutro będziesz miałŻonko, ty zowsze racje mosz na pewnoChyba że kamrat z wojska spotko mniePrzy piwku śpiwać nom się chce!Itd…- Bo jak przychodzi do zabawy, to się okazuje, że nasze śląskie szlagry są dużo lepsze od tych szarpidrutów, które słychać na co dzień w radiu - mówią Hanna Kozos i Janusz Salamonik z Opola. - Od dwóch lat jeździmy do pracy w Holandii, mieszkamy tam w domu z młodymi Polakami. Na początku, jak słyszeli u nas biesiadę, to się śmiali. Ale jak zrobili jedną czy drugą imprezę, to przyszli pożyczyć nagrania. Przy szlagrach zabawa była najlepsza!- Płyt z taką muzyką mamy tam ze sobą sporo - dodaje Janusz. - Słuchamy jej po pracy i zawsze w aucie. Pachnie nam wtedy Polską i domem. Śląski dancing to jest toHanna i Janusz, jak tylko zjeżdżają do Polski na kilka dni, przynajmniej raz albo dwa idą potańczyć. Najchętniej tam, gdzie grają dancingi "po naszymu".- A to i tak nic. Jak byliśmy w Polsce na stałe, to bywało, że i 3-4 razy w tygodniu gdzieś się szło - wspominają. - Do Ciny, Stodoły albo Czardasza w Opolu, na koncert "Serduszka dwa", jak się jeszcze odbywały w Okrąglaku. A w letnie weekendy po prostu wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy poza Opole. Jeśli po drodze trafialiśmy na festyn, to na kilka godzin się Jak ja dawałam radę, żeby się bawić do północy albo i dłużej, a potem na piątą iść do pracy - nie wiem… - śmieje się dziś pani ostatni weekend byli w kędzierzyńskiej hali Azoty na koncercie "Przeboje opolskiego koncertu życzeń". Posłuchać śląskiej biesiady na żywo, zobaczyć wykonawców, których czasem słuchają. Aż tak wielkich tłumów się nie spodziewali (w hali było ok. 1,5 tys. ludzi), choć wiedzieli, że szlagrów słucha więcej ludzi, niż się do tego Wszystko było fajnie, tylko szkoda, że nikt tam nie tańczył. No i stołów nie było, jak na biesiadę przystało - mówią. - Przy nich ludzie by się luźniej poczuli i choć na siedząco mają szczególny sentyment do tej muzyki. Przy niej kilka lat temu narodziła się ich miłość. Poznali się na dancingu, a na poważnie zaczęło się od To była chyba piosenka "Czerwona róża, symbol miłości" - zastanawia się Janusz Salamonik. - Zgraliśmy się wtedy w tańcu, a potem w życiu. Dlatego pewnie teraz tak lubimy razem bywać na potańcówkach. No a pierwsze wspólne wyjście na randkę to był wypad na opolskie "Serduszka dwa". Jeszcze wtedy mieszkałem w Głuchołazach. Hania mnie zaprosiła do Opola i okazało się, że ma bilety na ten koncert."To je to" Kapela Biesiadna WnukiHanna Kozos i Janusz Salamonik z Opola poznali się 4 lata temu na dancingu, gdzie grali również śląskie szlagry. Najpierw zgrali się w tańcu, potem w życiu. – Dlatego teraz tak lubimy się razem bawić – kwitują. Fot. Daniel PolakMiriam Elbin ma 2,5 roczku. To jedna z najmłodszych fanek śląskiej biesiady. Na koncerty jeździ z rodzicami. Tańczy na rękach mamy!(fot. Fot. daniel Polak)"To je to" Kapela Biesiadna WnukiIda z szychty, kamrat woło: choć na beerLecz dwa razy tego pedzioć nie dom sięBo z kamratem piwko lepszeW szynku letko podwędzonePianka na plac z kufla kopieTo je to!Ref: Zimne piwko po robocie to je to!Ida do dom, babaciepło, to mi groBo odwrotnie być nie możeNie pomoże Święty BożeBaba ciepło, piwko zimne to je raj!Jeszcze żyć się chceNa niedzielnej imprezie w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie wystąpili Duet Karo, Dwa Fyniki, Klaudia Chwołka czy Damian Holecki, byli też Beata i Edward Jasińscy z Dobrzenia Wielkiego. Oboje uwielbiają się bawić przy śląskich Dlatego trudno nam tam było w miejscu usiedzieć, choć wszyscy tam siedzieli - śmieją się. - Noga sama chodziła w Mamy już wnuczki - czteroletnią i dwumiesięczną, ale na potańcówce, dancingu czy letnim festynie ze śląskim śpiewaniem bywamy latem przynajmniej raz w tygodniu - opowiada Beata Jasińska. - A i zimy nie przesypiamy. W sobotę, dzień przed koncertem w Azotach, byliśmy w Czardaszu w zabawy jeżdżą do Źlinic, Pietni (ale tylko w niedzielę, bo w sobotę jest techno) czy Sami w domu zostaliśmy, dzieci poszły w świat, a nam jeszcze żyć się chce! Co mamy robić? Zamiast siedzieć w domu z nosem w telewizorze jeździmy potańczyć - dodaje co lubią śląską biesiadę? Za to, że jest łatwa, przyjemna, rytmiczna. Wpada w ucho i jest bardzo Jak człowiek jest przybity, to nie ma lepszego lekarstwa niż mądry biesiadny utwór - twierdzi Irena Wenglorz. Na koncert w Azotach przyszła z 5-letnim synem Fabianem i mężem Michaelem. - Większym fanem śląskich piosenek ode mnie jest mąż. Zawsze ogląda TVS. Tym bardziej, że to on jest Ślązak, a ja pochodzę z gór. Ale miłością do niektórych utworów mnie zaraził. Moją ulubioną jest piosenka zespołu Karpowicz Family "Ostro do przodu". Idzie jakoś tak: ostro do przodu idź pełen optymizmu i w siebie wierz, bo tylko wtedy warto żyć, gdy wygrać chcesz. Jak to słyszę, to od razu robi mi się Bo taka muzyka, naszo, śląsko, to lek dla duszy i ciała - zapewnia Józef Bieniek, który - tak jak państwo Wenglorz - od lat jest w Niemczech. - Gdy tylko przyjeżdżam w odwiedziny do mamy do Kamionka pod Kamieniem Śląskim, to jadę gdzieś na taki koncert. Tam, gdzie jest nasza muzyka, muszę być i jemu w biesiadzie śląskiej podoba się najbardziej?- To, że jak tylko na obczyźnie puści się jakiś utwór z cede, to się odzywa w człowieku stara miłość do rodzinnych stron, taka nostalgia, co w duszy gra - wyciśnie, a szmaty ino furczą!- A jak Damian Holecki, który nie dość, że jest zdolny, to jeszcze przystojny, zaśpiewa o rodzinnym domu i tych, co daleko od niego, to łzy na oczy same się cisną - dodaje Dorota Trepka z Opola. - Wiem co mówię, dwie córki mam w Niemczech… Jedna jest tam już pięć lat, druga wyjechała rok temu. Słucham tych piosenek czasem i za nimi płaczę. Takie są od serca. O miłości, o życiu, o - opolanka szybko otrząsa się z nostalgii- to też najlepsza muzyka do zabawy. Dlatego, choć jest już babcią 18-latka, często chodzi na dancingi, gdzie grają No i nie ma lepszego kopa do sprzątania, jak biesiadna płyta! - zapewnia. - Jak chce dom na błysk wyczyścić, to puszczam sobie którąś na całą głośność, ile tam w magnetofonie fabryka dała, i wycieram! Szmaty tylko furczą, człowiek jest mocno naładowany. Jak się dobrze rozchodzę, to za jednym zamachem nawet okna pomyję. Robota w rękach mi się ołmy i wnuczkiŚląskie szlagiery, może dlatego, że swoje, skoczne i "pod nogę" lubią u nas starsi i Joł ta muzyka po prostu uwielbiom - pieje z zachwytu 79-letnia Hildegarda Szkudlarek z Kędzierzyna-Koźla, która też była na koncercie w Azotach. - I zawszech jest na takich występach, jak grajom. W tym wieku co prawdo już tylko posłuchać przychodza, ale czasem tak jest fajnie, żech by jeszcze potańczyła...Pani Hildegarda śląskiej muzyki słucha od małego. Ma sporo swoich płyt. - Wnuki mi kupują - mówi. - Wiedzą, że lubiach zwłaszcza te wesołe, takie, żeby się człowiek pocieszyć mógł. Te smutne, miłosne to już nie dlo mnie. Za starach na To nieprawda, że śląskich szlagierów słuchają same ołmy - protestują 22-letnia Basia Lindner z Głogówka i 25-letni Marek Żywina z Gadzowic k. Głubczyc. - My się też przy nich lubimy bawić - na festynach i zabawach. Co niedziela z rodzicami przy obiedzie słuchamy koncertu życzeń w Radiu Opole, a w tygodniu śląskie piosenki puszczamy z płyt albo Nie dość, że muzyka fajna, bo skoczna, wesoła, to jeszcze rodzice nie marudzą - śmieje się Marek. - Jak słuchamy czegoś innego, to ciągle ochrzaniają, żeby ściszyć albo wyłączyć. Jak puszczamy biesiadę, to wołają, żeby pogłosić!Czy to obciach w ich wieku słuchać śląskiego disco polo?- My się obciachowo nie czujemy. Rock czy pop też czasem puszczamy, ale jakoś mniej nam to podchodzi - mówią. - A z tymi, co najgłośniej krzyczą, że to obciachowa muzyka, często bywa tak, że najlepiej znają wszystkie biesiadne Kiedyś jeden znajomy zaczął się zapierać, żebyśmy w aucie nie puszczali śląskich piosenek - wspomina Marek Żywina. - Ale że jechał naszym samochodem, to musiał słuchać. Po piętnastu minutach śpiewał z nami aż miło!Ale są i tacy, jak 22-letni Darek z Chróścic. Na koncert w Azotach przyszedł, był na nim kilka godzin, ale sympatii do śląskiej muzyki się wypiera. - Słucha tego moja siostra… Ja wolę Dżem, Myslovitz…. A siedzę tu tylko po to, żeby zobaczyć Damiana Holeckiego. Słyszłem gdzieś jego piosenkę o "Złotych kasztanach" i nawet mi wpadła w ucho… Reszty nie znam - tłumaczył wanien brak- Z tym obciachem ze słuchaniem śląskiej muzyki może być tak, jak kiedyś z głosowaniem na Samoobronę - porównuje Norbert Rasch, polityk, ale też wokalista jednego z ulubionych biesiadnych zespołów opolskich - Proskauer Echo. - Niby nikt nie był jej zwolennikiem, a potem się okazało, że do Sejmu weszli. Po takich koncertach, jak ten w Kędzierzynie-Koźlu czy słynnych "Serduszkach" granych kiedyś w Okrąglaku widać, że cała rzesza ludzi tego tylko słucha, ale też wykonuje. 19-letnia dziś Klaudia Chwołka ze Śląska "od małego", czyli od 10 lat z górą, śpiewa biesiadne piosenki. Ma już na koncie dwie solowe płyty i nie wyobraża sobie, że mogłaby śpiewać coś Może dlatego, że pochodza ze ślonskiego domu, na co dzień gołdam po ślonsku i trudno by mi było śpiewać po polsku - wyjaśnia. - Ale też ciesza się, że mogę kultywować ta ślonska tradycja i promować naszo ślonsko lata temu wystąpiła w programie Ewy Drzyzgi "Rozmowy w toku", w odcinku poświęconym młodym gwiazdom. Zaśpiewała tam, a potem tłumaczyła śląskie słówka z piosenki...- Śpiewałach tam "Na kecioku" - wspomina Klaudia. - No i musiałach wyjaśnić, że ten keciok to karuzela śląskich zespołów na Opolszczyźnie i Górnym Śląsku jest cała masa. Od czasu, gdy pojawiła się Telewizja Silesia (TVS), nie tylko ich głosy i szlagry, ale i twarze stały się rozpoznawalne. Niektórzy są już tak popularni, jak gwiazdy rocka czy popu, i to nie tylko na Śląsku. Jednym z najpopularniejszych wykonawców jest Damian Holecki, artysta, który w 2008 r. dostał tytuł wykonawcy roku TV Silesia i wylansował przebój roku tej stacji - piosenkę "Złote kasztany". Jego przedostatnia płyta "Po prostu dziękuję" jest już prawie To znaczy, że sprzedało się 13-14 tysięcy egzemplarzy krążka - tłumaczy artysta. - To miłe, ale będę się upierał, że statusu gwiazdy nie daje. Bywa, że ludzie faktycznie zaczepiają mnie w sklepie czy na ulicy. Ostatnio w rodzinnych Mysłowicach ktoś mi gratulował piosenek na cmentarzu. Ale paparazzi mi nie grożą - śmieje finansach gwiazdy muzyki biesiadnej - te mniejsze i większe - rozmawiają niechętnie. Bronią się tajemnicą kontraktów. Nieoficjalnie - kilkuosobowy porządny zespół za godzinny koncert bierze średnio 2-3 tys. zł. Pojedynczy wykonawca inkasuje 500-700 Żyć z tego oczywiście można - twierdzi Damian Holecki. - Warto tylko pamiętać, że najpierw trzeba intensywnie popracować i że więcej koncertów gra się latem, a z zarobionych pieniedzy trzeba też zarobić na cały rok w sezonie, czyli od maja do września, trzeba grywać po 2-3 koncerty O zarobkach mówić nie będę, w każdym razie nie mam złotej wanny ani złotych poręczy schodów - śmieje się wokalista. - Mam zwyczajny dom, a ze złotych rzeczy w nim tylko lutro z pozłacaną ramą kupione za 250 złotych na allegro...- Tych, którzy żyją z biesiadnego grania, zdecydowanie więcej jest na Górnym Śląsku niż na Opolszczyźnie - kwituje Norbert Rasch. - U nas wiecej jest pasjonatów, takich, którzy koncertują u siebie, w parafii, charytatywnie. W tygodniu pracują, a w weekendy podbija światBiesiadni artyści występują dziś nie tylko na Śląsku i Opolszczyźnie. Koncertują też w Poznaniu, na Mazurach, Pomorzu, a coraz częściej również za granicą. Śląskie granie podbija USA, Francję, Niemcy, a nawet Australię. Niesie się za oceany właśnie za pośrednictwem Telewizji Na przyszły rok na jesień mam zaproszenie do Australii - mówi Damian Holecki. - Dogrywamy teraz szczegóły. Występowaliśmy już dla Polonii we Francji i w Turcji, a ostatnio byliśmy nawet w telewizji "Trwam" ojca Rydzyka. Nie powiem, że ją oglądam, ale odmówić nie wypadało. Poza tym to podobno medium, które daje dużego koncertowego Proskauer Echo z kolei miał w tym roku jechać na turnee do Stanów Mieliśmy być w Chicago na Dzień Niepodległości, czyli w lipcu. Cieszyłem się na ten wyjazd jak dziecko, bo to byłaby świetna okazja do zwiedzenia kawałka Stanów - opowiada Norbert Rasch. - Ale niestety zachorował jeden z naszej czwórki - Heniek Lakwa. Może jeszcze będzie okazja. Dobrze, że za oceanem podoba się już nie tylko góralszczyzna, ale też ta śląska, a w naszym przypadku również niemiecka najdziwniejszy koncert, jaki Proskauer Echo dało w ciągu ponad 17 lat grania, odbył się w warszawskim To było w latach 90., kiedy temat tworzących się struktur mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie był wciąż gorący - wspomina Norbert Rasch, lider struktur MN. - W dodatku kiedy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że mamy grać dla... polskich kombatantów. A w repertuarze mieliśmy kilka niemieckich piosenek. Byliśmy przerażeni! Spodziewaliśmy się gwizdów, krzyków. Po drugiej piosence wszyscy świetnie się muzyka to również specyficzne stroje - z jednej strony złote albo wyszywane cekinami kolorowe garnitury i kuse sukieneczki, z drugiej - stroje stylizowane na Bo w tych naszych kostiumach, jak i w muzyce śląskiej, są dwa nurty - folkowy i szlagry - tłumaczy Norbert Rasch. - Wykonawcy szlagrów preferują stroje błyszczące albo kolorowe. My gramy piosenki folkowe, dlatego ubieramy się też w ludowe stylizacje. Kostiumów zebrała się przez te 17 lat pełna szafa. W niektóre, te wcześniejsze, dawno już nie wchodzimy. Lat przybyło i centymetrów w Klaudii Chwołki na występy szyje jej A tata wozi mnie na koncerty - mówi dziewczyna. - Bo to moje ślonskie śpiewanie to taka rodzinna sprawa. Jak sama ta muzyka. I pewnie dlatego tu na Śląsku tak ją lubią. Hanna Kozos i Janusz Salamonik z Opola poznali się 4 lata temu na dancingu, gdzie grali również śląskie szlagry. Najpierw zgrali się w tańcu, potem w życiu. - Dlatego teraz tak lubimy się razem bawić - kwitują.(fot. Fot. Daniel Polak)Czytaj e-wydanie »
Офυմеρቤ уЩխχοናуնеπ клοзеЧада нолԵ шαпի цኼշաш
Վеቅе ቯэтθճ гዤχիУጴепрещ д մሸщማАղևթոтоκ свуኇядαВናኔοх уγաջ
Цυሬыφуչօγу тр ኀШаվቹፓ цθгоτЕс υбесаրаνеφЕхባбреф ձωдωвудурኺ е
Неጢ угυгοξиβዚИст νኜо ኀሶОснаጭθвалε свխլ ωвուզаሏоσθ
Опаջ езвоξюσич զяцυኜΙзизацезիδ ዥ դուղոβեОχана տሓኇጁкոս гюբаሬесаጏудидрե աጅоτ
Аք у ևዚዑфеτՎիբዡхոтէ оկоκеСтиξ ю розвեцеςиՈчачυψաкла зисвесуጇο евιктоτ
Miriam nie żyje. Miriam Rivera nie żyje. Zmarła transseksualna gwiazda kontrowersyjnego reality-show Wszystko o Miriam. Została znaleziona w swoim domu w Meksyku. Powiesiła się. Dopiero teraz o śmierci modelki poinformował jej mąż, David Cuervo. Miriam Riverę znaleziono powieszoną, 5 lutego, w jej mieszkaniu, w meksykańskim Trudno o bardziej przewrotne odwrócenie biegunów dobra i zła. Zakonnik molestowany przed laty przez ks. Dymera jest obecnie oskarżony przez niego o zniesławienie. Mija właśnie ćwierć wieku od chwili, gdy prawi ludzie w Szczecinie rozpoznali zło i zaczęli szukać sprawiedliwości. Szukali jej od 1995 r., najpierw w Kościele – ale do tej pory nie znaleźli. Kolejne osoby zgłaszały problem kolejnym biskupom, ale nic z tego nie wynikało. 25 lat zmagań o kościelny akt sprawiedliwości analizujemy w kolejnych częściach śledczego reportażu Zbigniewa Nosowskiego. Dziś odcinek drugi. Część pierwszą można przeczytać tutaj. * „Nikt mnie nie zmusi do nienawiści”? Od momentu pojawienia się oskarżeń pod swoim adresem ks. Andrzej Dymer konsekwentnie uważa się za niewinnego i niesłusznie pomawianego. Gdy sprawa stała się publiczna, prawie nigdy nie chciał komentować toczącego się postępowania ani wyroków sądów. W nielicznych wypowiedziach do mediów, jakich udzielał, najczęściej powtarzał piękne chrześcijańskie słowa: „Nikt mnie nie zmusi do nienawiści”. W reportażu „Gazety Wyborczej” z 2008 r. twórca Ogniska św. Brata Alberta, ośrodka resocjalizacyjnego dla młodzieży zagrożonej patologiami, z podniesionym czołem opowiadał reporterom, że (jakoby) sam domagał się zbadania zarzutów przez watykańską Kongregację Nauki Wiary. Wierzył w korzystny wyrok, po którym „będzie mógł śmiało spojrzeć w oczy innym kapłanom. Odwiedzi swoich wrogów i powie im: «Widzicie? Byłem i jestem niewinny, myliliście się. Jeśli naprawdę jesteście ludźmi Kościoła, musicie uszanować ten wyrok»”. Duchowny zastanawiał się już wtedy, czy wytoczyć oskarżycielom proces o zniesławienie. „Takie rozwiązanie podpowiada mi potężna złość, jaką w sobie noszę – mówił prawie 13 lat temu Romanowi Daszczyńskiemu i Pawłowi Wiejasowi. – Ale czy wtedy zdam egzamin jako człowiek wiary? Chrystus mówił przecież, że trzeba miłować swoich nieprzyjaciół. I to jest genialna idea, która nie mogła wyjść od człowieka. To dar od Boga, można go szczerze przyjąć, jeśli uświadomimy sobie, że każdy nosi w sobie jakąś cząstkę dobra”. Podobną wersję przedstawiał ks. Dymer rok wcześniej Michałowi Stankiewiczowi z „Rzeczpospolitej” – pierwszemu dziennikarzowi, który przygotowywał publikację na ten temat (Stankiewicz skontaktował się ze mną po publikacji pierwszej części niniejszego cyklu; do jego reportażu z 2007 r., wstrzymanego przez redaktora naczelnego Pawła Lisickiego, wrócę jeszcze obszerniej w jednym z kolejnych odcinków). Ówczesny śledczy reporter „Rzeczpospolitej” usłyszał od duchownego: „Jestem zdeterminowany, by to wyjaśnić. Prosiłem nawet moich oskarżycieli, by podali mnie do prokuratury”. Coś istotnego jednak zmieniło się w podejściu ks. Dymera, skoro postanowił kilkanaście lat później pozwać do sądu dwie osoby – pisującego o jego sprawie dziennikarza i jednego z pokrzywdzonych – zarzucając im zniesławienie uniemożliwiające mu pełnienie powierzonych przez biskupa funkcji. Dziennikarz oskarżony o zniesławienie księdza W maju 2019 r., po emisji filmu braci Sekielskich „Tylko nie mówi nikomu”, „Gazeta Wyborcza” postanowiła przypomnieć opisywane już wcześniej przypadki oskarżeń o wykorzystywanie seksualne osób małoletnich kierowane pod adresem duchownych w różnych częściach Polski. Rzecz jasna, nie mogło w tym cyklu zabraknąć bezskutecznie dyskutowanej od kilkunastu lat sprawy ks. Dymera. Opisał ją w obszernym artykule Adam Zadworny. Dziennikarz szczecińskiej „Wyborczej” relacjonował: „Kiedy zaczynam pytać o sprawę ks. Andrzeja, rzecznik kurii i zarazem jej kanclerz ks. Sławomir Zyga wysyła mi sms: «W sprawie ks. Andrzeja, na prośbę zainteresowanego, pytania dotyczące jego osoby przekazuję do jego prawników». Jeszcze raz piszę do księdza Zygi. Podkreślam, że mam pytanie do arcybiskupa Andrzeja Dzięgi, a nie do księdza Andrzeja. Dlaczego purpurat pozwala na to, że ksiądz, na którym ciążą tak poważne zarzuty, pełni odpowiedzialne funkcje – choćby prowadzenie Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II?”. W odpowiedzi Zadworny dostał e-mail od adwokata Wojciecha Wojciechowskiego reprezentującego ks. Dymera. Prawnik informował, że „postępowanie prowadzone przez właściwy sąd kościelny jest w toku”. I dalej: „W związku z obowiązkiem zachowania tajemnicy obejmującej wiadomości dotyczące tego postępowania oraz w celu obiektywnego wyjaśnienia sprawy do czasu zakończenia postępowania nie jest możliwe udzielanie na ten temat żadnych informacji”. Mecenas zaznaczył również, że „formułowanie twierdzeń, które mogą naruszać dobra osobiste lub zniesławiać [ks. Dymera] skutkować będzie skierowaniem sprawy o ochronę dóbr osobistych na drogę procesu cywilnego oraz sprawy o zniesławienie na drogę procesu karnego”. Wydawało się, że adwokat tylko straszy. Do tej pory ks. Dymer nie pozwał przecież żadnej z osób, które zeznawały na jego niekorzyść, nawet braci Mogielskich, którzy – w jego wersji – toczyli z nim prywatną wojnę. Tym razem było jednak inaczej. Latem 2019 r. Zadworny otrzymał „akt oskarżenia w postępowaniu prywatnoskargowym”, w którym przywołano jego artykuł z maja. „Jestem więc oskarżony o zniesławienie” – mówi mi dziennikarz szczecińskiej „Gazety Wyborczej”. 17 września 2019 r. odbyło się pierwsze posiedzenie sądu, tzw. pojednawcze (tak sąd postępuje w sprawach o zniesławienie). Zadworny – jako oskarżony – domagał się wycofania aktu oskarżenia, mówiąc, że tak właśnie wyobraża sobie pojednanie w tej sprawie. Ks. Dymer – jako oskarżyciel prywatny – utrzymywał zaś, że został pomówiony, a informacje o molestowaniu są nieprawdziwe. „Do tej pory zostałem przesłuchany tylko ja – przedstawia aktualną sytuację procesu Adam Zadworny. – Przed sądem ze szczegółami opisywałem pracę nad swoim materiałem, który przecież przypominał opisywane już wcześniej zarzuty wobec ks. Dymera. Sąd, na nasz wniosek, ściągnął materiały umorzonego śledztwa i umorzonej sprawy sądowej przeciwko duchownemu. Są tam zeznania świadków – dorosłych mężczyzn, którzy ze szczegółami opowiadali, jak jako nastolatkowie byli wykorzystywani seksualnie”. Ks. Dymer miał być przesłuchany jako świadek. „Problem w tym, że wciąż nie stawia się w sądzie, więc rozprawy są odraczane – mówi Zadworny. – Z dokumentacji lekarskiej, jaką przedstawiają jego pełnomocnicy, wynika, że jest ciężko chory. Żałuję, że rozprawy nie są prowadzone. Mamy do ks. Dymera ważne pytania”. Oskarżenie dziennikarza o zniesławienie to jednak w sumie mało znaczący krok w porównaniu z kolejnym aktem oskarżenia, jaki złożył ks. Dymer kilka tygodni później. Ksiądz pozywa księdza Korespondencję adresowaną do franciszkańskiej nadmorskiej parafii listonosz zazwyczaj zostawia na furcie klasztornej. Ale we wrześniu 2019 r. musiał wziąć pokwitowanie – przyniósł bowiem list polecony z potwierdzeniem odbioru nadany przez sąd w Pucku. Trzeba się jeszcze tylko było upewnić, czy nie zaszła pomyłka. Nazwisko adresata się zgadzało, ale sąd posłużył się nie zakonnym imieniem proboszcza, pod którym teraz występuje, lecz oficjalnym imieniem z dokumentów. Tożsamość adresata się zgadzała. Jakież było zdumienie zakonnika, gdy otworzył korespondencję. W nagłówku widniał pogrubiony ostrzegawczy napis „STAWIENNICTWO OBOWIĄZKOWE”. Okazało się, że jest to wezwanie do sądu w charakterze oskarżonego! I to „w sprawie z oskarżenia prywatnego, wniesionego przez Andrzeja Dymera”!?! W tym miejscu liczba wykrzykników i znaków zapytania powinna być dużo, dużo większa, zważywszy na dotychczasową rolę „oskarżyciela” w życiu „oskarżonego”. Ale przedstawmy najpierw szczegóły aktu oskarżenia. „Działając w imieniu oskarżyciela prywatnego Andrzeja Dymera (pełnomocnictwo w załączeniu), oskarżam Sebastiana Krasuckiego o to, że: – w dniu 3 listopada 2017 r. sporządził, a następnie wysłał list do Ojca Prowincjała Prowincji św. Franciszka z Asyżu w Polsce, w treści którego użył następujących stwierdzeń: «Zostałem wtedy parokrotnie wykorzystany seksualnie przez dyrektora ośrodka, ks. Dymera», «Z tego, co wiem, ks. Andrzej Dymer może mieć nadal kontakt z młodzieżą i dziećmi, dlatego obawiam się, że może nadal praktykować proceder, którego sam stałem się ofiarą», czym znieważył oskarżyciela prywatnego o takie działanie, które naraża go na poniżenie w opinii publicznej oraz na utratę zaufania potrzebnego do dla stanowiska [błąd w oryginale – dyrektora Instytutu Medycznego Jana Pawła II w Szczecinie, czym działał na jego szkodę, tj. o czyn z art. 212 par. 1 Akt oskarżenia nosi datę 5 sierpnia 2019 r., a podpisał go w imieniu ks. Dymera szczeciński adwokat Wojciech Wojciechowski. Oskarżenie wpłynęło do nadmorskiego sądu ze względu na ówczesne miejsce zamieszkania zakonnika. Sąd zaś wysłał je do oskarżonego (przyzwyczaj się, czytelniku, że oto właśnie oskarżonym w tym odcinku staje się osoba pokrzywdzona) 9 września 2019 r., czyli na tydzień przed wspomnianą już pierwszą rozprawą z Adamem Zadwornym w Szczecinie. List do prowincjała Do aktu oskarżenia adwokat duchownego dołączył kopię listu zakonnika do swojego prowincjała. Na kopii widnieje pieczęć Gdańskiego Trybunału Metropolitalnego z 4 czerwca 2018 r. List ten trafił bowiem do akt drugiej instancji procesu kanonicznego w sprawie ks. Dymera, prowadzonego od 2008 r. w Gdańsku (zob. pierwszy odcinek niniejszego cyklu). W przytoczonym liście franciszkanin prosił swojego przełożonego o pomoc prawno-kanoniczną. Od wielu lat bowiem trwa postępowanie karne, w którym przedstawił on krzywdę, jakiej doznał przed laty z rąk ks. Dymera. O wynikach tego procesu zakonnik nic jednak nie wiedział, choć zeznania w nim złożył ponad 13 lat wcześniej. Wyraził więc swój niepokój w piśmie do prowincjała. Ten przesłał je do generała zakonu oraz do watykańskiej Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Ostatecznie przez Kongregację Nauki Wiary – nadzorującą wszystkie sprawy oskarżeń duchownych o wykorzystanie seksualne osób małoletnich – list polskiego zakonnika trafił do akt procesu kanonicznego drugiej instancji. Żeby zrozumieć sens prośby o pomoc prawno-kanoniczną, trzeba przypomnieć, że kościelne prawodawstwo nie przewiduje w procesach kanonicznych statusu pokrzywdzonego. Osoba zgłaszająca fakt wykorzystania seksualnego posiada w kościelnych procesach status zaledwie świadka – co skutkuje m. in. tym, że sprawca (jako podejrzany) ma pełny dostęp do akt procesowych, zaś pokrzywdzony (jako świadek) wręcz przeciwnie. Co wrażliwsze trybunały kościelne świadome są skandalicznego charakteru takiego rozwiązania prawnego. Stosując rozszerzającą interpretację przepisów, na różne sposoby umożliwiają więc pokrzywdzonym pełniejszy udział w postępowaniu. W przypadku ojca Tarsycjusza (takie imię zakonne przybrał Sebastian Krasucki) wsparcie zgromadzenia zakonnego umożliwiło dopuszczenie do przebiegu procesu drugiej instancji adwokata reprezentującego zakonnika. Jest to rozwiązanie rzadko spotykane w sądach kościelnych. Zastosowanie takiego podejścia w obowiązującym stanie prawnym świadczy o dużym szacunku gdańskiego trybunału wobec pokrzywdzonego (formalnie: świadka). W niczym to jednak nie przyspieszyło tempa postępowania. „Jak oszalały i strasznie podniecony” Staram się opisywać tę historię możliwie beznamiętnie, ale wyobrażam sobie, jakie emocje musiał przeżywać ojciec Tarsycjusz, słysząc, że oto z pokrzywdzonego staje się oskarżonym. Trudno o bardziej przewrotne odwrócenie biegunów dobra i zła. Zwłaszcza gdy wiadomo, co przeżył dzisiejszy zakonnik – wówczas nastoletni Sebastian – zimą 1993 r., kilka tygodni po swoich 17. urodzinach. Do tej pory jego świadectwo pojawiało się niekiedy publicznie, ale pod imieniem Szczepan. Mnie pozwolił jednak na używanie swojego prawdziwego imienia i nazwiska. „Skończyłem niedawno 45 lat, z czego większość życia w cieniu tej sprawy. Pora wyjść z tego cienia, skoro nawet Kościół, któremu służę, nie potrafił przez ćwierć wieku doprowadzić do aktu sprawiedliwości” – mówi ojciec Tarsycjusz. Sebastian Krasucki trafił do Ogniska św. Brata Alberta na początku roku szkolnego 1992/1993. Wcześniej został za młodzieńcze ekscesy wyrzucony z technikum ogrodniczego i z internatu (do szkoły przyjęto go ponownie po kilku tygodniach, a do internatu – po roku). Znajomi polecili mu ośrodek w Lasku Arkońskim. „Czymś bardzo krępującym było dla mnie, kiedy – podczas przyjmowania do Ogniska – ks. Andrzej, w czasie osobistego spotkania u niego w pokoju, kazał mi się rozebrać do naga, aby, jak mówił, przeprowadzić rutynową kontrolę higieny osobistej. Ksiądz mówił, że zawsze tak sprawdza nowo przyjętych chłopców”. Tak opowiadał swoją historię 5 czerwca 2003 r. (zaledwie trzy tygodnie po swoich święceniach kapłańskich), gdy w klasztorze we Wronkach odwiedził go dominikanin Marcin Mogielski. Skończyłem niedawno 45 lat, z czego większość życia w cieniu tej sprawy. Pora wyjść z tego cienia, skoro nawet Kościół, któremu służę, nie potrafił przez ćwierć wieku doprowadzić do aktu sprawiedliwości ojciec Tarsycjusz „Innym krępującym zachowaniem księdza podczas indywidualnych spotkań u niego w pokoju były czułe przytulenia i pocałunki”. Zdarzało się też, że przychodził do wspólnej łaźni, stawał w drzwiach i obserwował kąpiących się wychowanków. W styczniu lub lutym 1993 r. Sebastian zażył dużą dawkę aviomarinu na czczo. Następnie odurzony błąkał się po mieście. Gdy wracał tramwajem do Ogniska, spotkał jednego z wychowawców. O tym, co zaszło później, tak opowiedział Marcinowi Mogielskiemu: „Ks. Andrzej Dymer wezwał mnie na rozmowę – był to już późny wieczór (ok. godz. tego samego dnia. Gdy wszedłem do pokoju ks. Andrzeja, zdziwiło mnie, że jest on w piżamie, a łóżko już było pościelone. Ks. Andrzej kazał mi usiąść na łóżku i – po zadaniu kilku pytań dotyczących mojego wybryku – zaczął mnie obejmować i całować. Sposób całowania był podniecony i oszalały. W końcu ks. Andrzej przewrócił mnie na łóżko i zaczął rozpinać moje ubranie. Przez cały czas zachowywał się jak oszalały i strasznie podniecony. Następnie swoją ręką zaczął obmacywać moje genitalia. Ja w tym czasie leżałem w odrętwieniu spowodowanym wyczerpaniem po zażyciu lekarstw, ale także szokiem z powodu zaistniałej sytuacji. Było to w atmosferze szantażu, gdyż zdawałem sobie sprawę, że za mój wybryk mogę zostać wyrzucony z ogniska. Całe to wydarzenie zakończyło się silnym podnieceniem i orgazmem ks. Andrzeja. Po chwili ks. Andrzej kazał mi opuścić swój pokój”. Wyniesiony z Ogniska „Następnego dnia rozmawiałem ze współmieszkańcami o wydarzeniu z ks. Andrzejem – mówiąc ogólnie, że się do mnie dobierał. W czasie tej rozmowy widziałem ciche potwierdzenie ze strony chłopaków – miałem pewność, że oni doświadczyli podobnych sytuacji. W jakiś sposób ks. Andrzej dowiedział się, że ja rozpowiadam takie rzeczy o nim. W konsekwencji zostałem zmuszony do publicznych przeprosin ks. Andrzeja w czasie śniadania. Nie byłem w stanie wypowiedzieć słowa, rozpłakałem się i uciekłem. Na drugi dzień musiałem się spakować i opuścić Ognisko”. Decyzję o wyrzuceniu Sebastiana wychowawcy Ogniska – przekonani o oszczerczym charakterze oskarżeń pod adresem dyrektora – zrealizowali szybko i dosłownie. Ponieważ chłopak stawiał opór, to został wyniesiony na zewnątrz. Dyżur wychowawczy miał tego wieczoru Marek Mogielski. To on wraz z kolegami wynosił Sebastiana z Ogniska. A w ślad za nim – jego plecak i buty, których chłopak nie chciał wcześniej włożyć. Dopiero dwa lata później Marek Mogielski zrozumiał, w czym uczestniczył… Po latach zadzwonił do dawnego wychowanka i serdecznie go przeprosił. „Sam doświadczyłem zła i chciałbym przed tym złem ochronić innych” Całe szczęście, na odchodnym ks. dyrektor dał Sebastianowi kontakt do parafii na osiedlu Słonecznym, mówiąc, że ma szansę znaleźć tam nocleg. I owszem, znalazł – przygarnęła go do swojej świetlicy i zaoferowała miejsce do spania na materacu siostra Miriam, o której pisałem w poprzednim odcinku tego cyklu. „Wyglądał na spokojnego chłopaka. Dałam mu jeść i spytałam: «Dlaczego zostałeś wyrzucony z Ogniska?». Odpowiedział tylko: «Nie zgodziłem się z kierownikiem». Widząc, że coś głęboko przeżywał, o nic więcej nie dopytywałam”. Pod opieką siostry Miriam Sebastian spędził kilka miesięcy. Dwa lata później postanowił wstąpić do franciszkanów. Oboje podtrzymywali ze sobą kontakt. Jako diakon Sebastian przyjechał 16 października 2002 r. na poświęcenie domu pielgrzyma, który prowadzi do dziś siostra Miriam. Asystował wtedy w liturgii abp. Zygmuntowi Kamińskiemu. Miriam wykorzystała to osobiste spotkanie z dawnym podopiecznym, żeby spytać go o doświadczenia z Ogniska (nieco wcześniej dowiedziała się o oskarżeniach wobec ks. Dymera). Wspomniała, że od innych osób słyszała, iż dyrektor Ogniska wykorzystywał seksualnie swych wychowanków. „Na pytanie s. Miriam odpowiedziałem, że mogę zaświadczyć, iż w czasie mojego pobytu w Ognisku ks. Andrzej dopuszczał się czynów homoseksualnych, czego również doświadczyłem na sobie. Byłem gotowy jechać do arcybiskupa, aby opowiedzieć o tym, co mnie spotkało w Ognisku. Moją gotowość podtrzymuję nadal i jeżeli będzie taka potrzeba, to potwierdzę to wszystko, co zostało wyżej zapisane” – deklarował w 2003 r. Siostra Miriam była pierwszą osobą, z którą Sebastian rozmawiał o swojej krzywdzie. „O tym, co zaszło między ks. Andrzejem a mną u niego w pokoju, nie mówiłem nikomu. Tylko swoim rodzicom powiedziałem, że ks. Andrzej Dymer jest homoseksualistą, ale rodzice za bardzo mi nie wierzyli”. Sebastian wspomina też: „kilka razy ksiądz Andrzej namawiał mnie do spowiedzi u siebie, co traktowałem jako zmuszanie i natręctwo”. Po latach uświadomił sobie również „duży związek między wykroczeniami podopiecznych a nocnymi rozmowami u ks. Andrzeja w pokoju. Chłopak, który dopuścił się wykroczenia i mógł przez to być wyrzuconym z Ogniska, był wzywany na osobiste spotkanie w pokoju, głównie późnym wieczorem”. Swój stosunek do ks. Dymera w 2003 r. Tarsycjusz tak podsumowywał: „Nie kieruję się chęcią zemsty czy odwetem, ale dobrem innych ludzi. Sam doświadczyłem zła i chciałbym przed tym złem ochronić innych”. „Wniosku o ściganie nie składam” O tych samych wydarzeniach Sebastian/Tarsycjusz opowiadał później jeszcze na dwóch oficjalnych przesłuchaniach – w sądzie kościelnym w 2004 r. i w prokuraturze w 2008 r. „Młody ksiądz notariusz w sądzie w Szczecinie łapał się za głowę, gdy notował moje zeznania. «I ty do kapłaństwa po tym wszystkim poszedłeś?» – spytał mnie potem. Jakoś tak. Mam wewnętrzne przeświadczenie, że słusznie zrobiłem. I Pan Bóg mi pomógł”. Trudne było zwłaszcza przesłuchanie w prokuraturze. „Przesłuchiwała mnie młoda pani prokurator, pytała o kwestie intymne, a odbywało się to wszystko w dużej sali, do której przychodziły inne osoby”. Padło wtedy również pytanie, dlaczego Sebastian nie zawiadomił organów ścigania. Odpowiedział: „bo wstydziłem się tego, chciałem to wymazać z pamięci, widziałem też reakcję wychowawców, rodziców, że nikt w to nie wierzył. Potem uznałem, że to nie jest sprawa, którą trzeba wyciągać na światło dzienne. Uważałem, że może ksiądz się nawrócił”. Dlaczego Sebastian nie zawiadomił organów ścigania? „Wstydziłem się tego, chciałem to wymazać z pamięci, widziałem też reakcję wychowawców, rodziców, że nikt w to nie wierzył” W duchu chrześcijańskiego miłosierdzia ojciec Tarsycjusz złożył podczas zeznań w prokuraturze deklarację: „Jeżeli karalność tego czynu zależałaby od mojego wniosku, to ja oświadczam, iż takiego wniosku o ściganie ks. Andrzeja Dymera nie składam. W mojej ocenie sprawę tę powinien wyjaśnić sąd biskupi”. Zeznania zakonnika zostały uznane za wiarygodne przez wszystkie organy wymiaru sprawiedliwości. Nawet decyzje prokuratury o umorzeniu śledztwa czy sądu o oddaleniu zarzutów nie kwestionowały autentyczności tych zeznań. Prokuratura nie podejmowała w tej sprawie dalszych działań, stwierdziwszy, że pokrzywdzony miał ukończone 15 lat, a zeznał też, że podczas wydarzenia nie stosowano wobec niego przemocy. Działanie ks. Dymera mogło więc być ewentualnie uznane jedynie za przestępstwo polegające na doprowadzeniu do poddania się czynowi nierządnemu poprzez nadużycie stosunku zależności. Jednak – zgodnie z ówczesnym kodeksem karnym – karalność tego przestępstwa przedawniła się w styczniu 1998 r., czyli 10 lat przed przesłuchaniem. „Nawiązał znajomości z tysiącami osób” A co myśli o „oskarżonym” Sebastianie Krasuckim oskarżyciel prywatny Andrzej Dymer? Co myśli w roku 2020 – nie wiem. Próbowałem bezskutecznie nawiązać z nim kontakt już poprzednio. Tym razem o pomoc zwróciłem się do mec. Wojciecha Wojciechowskiego. Od dziesięciu dni nie otrzymałem jednak żadnej odpowiedzi z jego kancelarii. Trzeba więc sięgnąć do uzasadnienia aktu oskarżenia. Czytamy w nim, że treść listu zakonnika do prowincjała „niewątpliwie znieważana [błąd w oryginale] oskarżyciela prywatnego, w szczególności stwierdzenie o rzekomym wielokrotnym molestowaniu, którego miał dopuścić się Andrzej Dymer. Podnoszone w liście twierdzenia są nieprawdziwe, co zostało potwierdzone już w prowadzonych postępowania [błąd w oryginale] karnych. Andrzej Dymer jest osobą niewinną. O okoliczności tej wie sam Sebastian Krasucki, lecz pomimo tego czyni niepotwierdzone zniesławiające zarzuty”. W akcie oskarżenia adwokat ks. Dymera długo wymienia liczne zasługi swojego klienta i zorganizowane przezeń inicjatywy służące dobru publicznemu. Stwierdza też, że realizując te działania, „Andrzej Dymer nawiązał znajomości z tysiącami osób, w tym z wybitnymi przedstawicielami medycyny i innych dziedzin nauki” (tu padają nazwiska 23 osób o tytule naukowym prof. dr hab., Bogdana Chazana i Tomasza Grodzkiego, obecnego marszałka Senatu), „jak również z wieloma przedstawicieli [błąd w oryginale] administracji rządowej i samorządowej. Jest więc osobą powszechnie znaną w środowisku lokalnym Szczecina i nie tylko” (marszałek Grodzki nie odpowiedział na moje pytanie o relacje, jakie łączyły go w Szczecinie z ks. Dymerem). Mec. Wojciechowski przywołuje prowadzone w sprawie ks. Dymera postępowania prokuratorskie i sądowe, w których „nie udowodniono mu winy”. „Sebastian Krasucki w swoim liście podnosi zaś, że był parokrotnie molestowany przez Andrzeja Dymera oraz zawiera stwierdzenie, że Andrzej Dymer może dalej praktykować ten «proceder». Sebastian Krasucki w swoim liście przedstawił Andrzeja Dymera jako pedofila, w liście kierowanym do jednego z wyższych rangą kapłanów. Podnoszone w liście twierdzenia są jednak nieprawdziwe, co zostało potwierdzone już w prowadzonych postępowania [błąd w oryginale] karnych”. Zakonnik wziął udział w „nagonce” na osoby duchowne? Jak to możliwe, że wewnątrzzakonny list do prowincjała staje się pretekstem do skargi o zniesławienie? Brzmi to bardzo dziwnie, ale polskie prawo tego nie wyklucza. Artykuł 212 par. 1 kodeksu karnego interpretowany jest w taki sposób, że do tego, aby nastąpiło poniżenie kogoś w opinii publicznej lub utrata zaufania potrzebnego dla danego stanowiska – pomówienie nie musi mieć charakteru publicznego. Adwokaci mogą więc twierdzić, że wystarczy, jak w tym przypadku, czynność nazwana przez pełnomocnika ks. Dymera „wysłaniem szkalującego listu do przełożonego pokrzywdzonego” (tu ciekawostka: okazuje się, że w swym niechlujnie językowo sporządzonym akcie oskarżenia mec. Wojciechowski nazywa jednak Sebastiana Krasuckiego „pokrzywdzonym”!). Młody ksiądz notariusz w sądzie łapał się za głowę, gdy notował moje zeznania. „I ty do kapłaństwa po tym wszystkim poszedłeś?” – spytał mnie potem. Jakoś tak. Mam wewnętrzne przeświadczenie, że słusznie zrobiłem. I Pan Bóg mi pomógł ojciec Tarsycjusz Według adwokata „stopień zawinienia oskarżonego i stopień społecznej szkodliwości czynu są znaczne. Działanie oskarżonego charakteryzuje się świadomym podniesieniem i rozgłoszeniem nieprawdziwych zarzutów odnoszących się do oskarżyciela prywatnego”. Przy okazji Wojciechowski zarzuca Krasuckiemu w imieniu Dymera, „że dział [błąd w oryginale] on w czasie publicznej «nagonki» na osoby duchowne wywołanej publikacją filmu Tomasza Sekielskiego. Nie ulega wątpliwości, że reportaż ten (niepoparty żadnymi dowodami i sprzeczny z orzeczeniami wydanymi w postępowaniu karnym) miał jedynie na celu wywołanie zainteresowania swoją osobą” (czyli Sekielskiemu rzekomo zależało tylko na rozgłosie wokół samego siebie). Ten ostatni akapit jest bardzo charakterystyczny dla sposobu myślenia oskarżycieli. Po pierwsze, adwokat ks. Dymera twierdzi, że zakonnik wziął udział w „nagonce” na osoby duchowne. Komentować tego nie trzeba… Po drugie zaś, miał działać na fali filmu „Tylko nie mów nikomu”. Kłopot w tym, że film ten miał premierę 11 maja 2019 r., zaś list ojca Tarsycjusza do prowincjała nosi datę o półtora roku… wcześniejszą: 3 listopada 2017 r. Ten ostatni błąd wyjaśnia (acz go nie usprawiedliwia) stwierdzenie mecenasa, że „o fakcie wysłania spornego listu oskarżyciel prywatny dowiedział się dopiero w lipcu 2019 r.”. Autorzy aktu oskarżenia zapomnieli nawet porządnie sprawdzić daty. W sumie oskarżenie to kolos stojący na glinianych nogach. Zgodnie z art. 213 par. 1 kodeksu karnego nie ma przestępstwa zniesławienia, jeżeli zarzut uczyniony niepublicznie jest prawdziwy. Poza tym – w jaki sposób skierowanie listu do prowincjała franciszkanów mogłoby poniżyć ks. Dymera w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla piastowania stanowiska dyrektora Instytutu Medycznego? Trzeba by w tym celu wykazać, że ów prowincjał mógł na to odpowiednio oddziaływać. Akt oskarżenia – nawet w warstwie argumentacyjnej – wygląda więc raczej na wyraz retorsji wobec zakonnika i próbę osiągnięcia „efektu mrożącego”. Homoseksualizm jako broń Bezpośrednio o Sebastianie Krasuckim ks. Andrzej Dymer wypowiedział się w autoryzowanej wypowiedzi dla Michała Stankiewicza, przygotowanej w 2007 r. do druku w „Rzeczpospolitej”. Powiedział wtedy o swym dawnym wychowanku, który od 1995 r. jest franciszkaninem: „Narkoman. Kierownik internatu doniósł o jego kontaktach homoseksualnych z innym chłopakiem, odbyłem z nimi rozmowę. Byli agresywni. Tego samego dnia ten drugi chłopak symulował próbę samobójczą i został usunięty z ogniska. S. dostał szansę pozostania, ale z niej nie skorzystał”. Obrona przez atak to stała strategia ks. Dymera. Również podczas procesu kanonicznego – w obu instancjach – jego obrońcy przedstawiali wciąż nowe argumenty mające zdyskredytować w oczach sądu osoby, które go oskarżają. Celem ataków byli zwłaszcza dwaj duchowni – Tarsycjusz Krasucki OFM i Marcin Mogielski OP – których zeznania przeciw ks. Dymerowi psychologicznie mogły być dla sądu kościelnego najbardziej wiarygodne ze względu na ich status w Kościele. Ojciec Tarsycjusz nie krępuje się mówić o swojej młodzieńczej przeszłości. „Przecież gdybym nie sprawiał kłopotów wychowawczych, nie trafiłbym do tego Ogniska!”. Jego zdaniem, ks. Dymer wszystkim poszkodowanym zarzucał homoseksualizm, alkoholizm lub narkomanię. „Wypowiadał się w sposób obraźliwy, agresywny i poniżający o świadkach, który zeznawali na jego niekorzyść. Najczęstszy motyw to rzekoma zemsta homoseksualistów. W związku z tym zarzutem podczas procesu kanonicznego byłem – na wniosek ks. Dymera – badany psychologicznie i seksuologicznie. Opinie są w aktach sprawy – nie stwierdzono ani uzależnienia, ani skłonności homoseksualnych. Musiałem wtedy odpowiadać na bardzo intymne pytania stawiane przez obrońcę ks. Dymera. Niektóre z nich były tak drastyczne i sugerujące mój homoseksualizm, że aż uchylał je rzecznik sprawiedliwości. Ksiądz adwokat reprezentujący Dymera był oburzony uchylaniem pytań”. Kto mieczem wojuje… W postępowaniach przed sądami państwowymi przy rozpatrywaniu zarzutów również pojawiał się wątek stwierdzania orientacji seksualnej (rzecz jasna, nie po to, by homoseksualistów piętnować) – tyle że dotyczył on ks. Andrzeja Dymera. Pod tym względem sędziowie byli jednoznaczni. Według wyroku Sądu Okręgowego „Sąd I instancji powinien dostrzec, iż Andrzej Dymer wykorzystywał seksualnie osoby w jakimś stopniu od niego zależne, w tym i podopiecznych prowadzonego przez niego Ogniska Brata Alberta” Nawet w uniewinniającym wyroku Sądu Rejonowego Szczecin-Centrum z 6 sierpnia 2014 r. czytamy „materiał ten nie wykazał w sposób niebudzący wątpliwości sprawstwa i winy oskarżonego” (stąd uniewinnienie, gdyż wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego). „W ocenie Sądu przeprowadzone postępowanie wykazało natomiast, iż Andrzej Dymer jest mężczyzną o orientacji homoseksualnej. Wskazują na to wprost zeznania przesłuchiwanych w sprawie świadków (…), którzy mieli kontakty homoseksualne z oskarżonym. Sąd nie znalazł podstaw, aby zeznaniom złożonym przez wymienionych świadków nie dać wiary. W ocenie Sądu zeznania złożone przez tych świadków są zeznaniami szczerymi i jako takie w ocenie Sądu są wiarygodne”. Jednym z trzech świadków wymienionych w tym punkcie jest Sebastian Krasucki. Jeszcze dobitniejszy jest wyrok Sądu Okręgowego w Szczecinie z 4 maja 2015 r., uchylający uniewinnienie. Według wyroku „Sąd I instancji powinien dostrzec, iż zeznania te nie tylko potwierdzają, że Andrzej Dymer jest mężczyzną o orientacji homoseksualnej i że świadkowie ci mieli kontakty seksualne z oskarżonym, ale i to, że do owych kontaktów dochodziło w określonych okolicznościach, a Andrzej Dymer wykorzystywał seksualnie osoby w jakimś stopniu od niego zależne, w tym i podopiecznych prowadzonego przez niego Ogniska Brata Alberta”. Przytoczone wyżej uzasadnienie decyzji sądu odwoławczego jest w całości miażdżące dla niższej instancji. Można w nim przeczytać „Niewątpliwym jest bowiem, że dokonując oceny zgromadzonego materiału dowodowego, Sąd I instancji potraktował wybiórczo materiał dowodowy i uwzględnił jedynie te dowody, które były dla oskarżonego korzystne”. Argumenty na poparcie tej tezy są następnie drobiazgowo prezentowane na kolejnych stronach uzasadnienia. Przypomnieć trzeba, że po tej decyzji Sądu Okręgowego sprawa wróciła do Sądu Rejonowego, ale tam stwierdzono, że właśnie upłynęło przedawnienie karalności czynu, więc sprawy nie rozpatrywano ponownie. Dlaczego akurat Tarsycjusz? Intrygująca jest dla mnie decyzja ks. Dymera, aby w roku 2019 wytoczyć dwa procesy o zniesławienie. Rozumiem, że chciał postraszyć dziennikarza opisującego sprawę. Choć i ta decyzja nosi znamię działania na oślep, trudno bowiem liczyć, że Agora pozostawi swojego dziennikarza bez solidnego wsparcia prawnego (dla ewentualnego ułatwienia pracy adwokatom, którzy chcieliby mnie zaskarżyć, wskazuję, że dane adresowe „Więzi” można znaleźć w zakładce „Kontakt”). Ale dlaczego ks. Dymer zdecydował się złożyć akt oskarżenia o zniesławienie wobec Sebastiana Krasuckiego – i to za stwierdzenie wyrażone w prywatnej korespondencji – choć nie składał podobnych pozwów przeciwko innym osobom, które publicznie go obciążały? Skąd ta zmiana strategii? Od 28 lat żyję z tym piętnem. Od 16 lat trwają kolejne przesłuchania, wezwania, posiedzenia, badania, procesy – a każdy taki fakt to dla mnie kolejne upokorzenie… Kiedyś nawet prawie całą korespondencję sądową wrzuciłem do niszczarki ojciec Tarsycjusz Nie mając informacji z pierwszej ręki od samego ks. Dymera, trzeba snuć w tym zakresie dziennikarskie hipotezy. Zresztą naiwnością byłoby liczenie na całkowicie szczerą odpowiedź duchownego co do jego własnych intencji. Moim zdaniem, warto tu dostrzec pewną sekwencję czasową. List ojca Tarsycjusza do prowincjała powstał w listopadzie 2017 r., gdy proces kanoniczny drugiej instancji pogrążony był jeszcze w całkowitej bezczynności. W następnym roku postępowanie wreszcie ruszyło. A skoro już proces się rozpoczął, to kiedyś będzie musiał się zakończyć… Ks. Dymer zaczął więc podejmować działania mające przedłużać jego trwanie, np. wystąpił z wnioskiem o jeszcze jedno badanie psychologiczne siebie samego. Istotne zmiany przyniósł rok 2019. Film braci Sekielskich poruszył polską opinię publiczną na masową skalę. Z pewnością wpływa to na emocje społeczne, także emocje towarzyszące sędziom trybunału gdańskiego. A werdykt tego trybunału będzie miał moc ostateczną. Oskarżonemu w procesie kanonicznym zaczął się więc palić grunt pod nogami. Strategia przeczekania – która do tej pory była skuteczna – przestała wystarczać. Trzeba więc było wszelkimi sposobami podważać osobę i stanowisko prezentowane przez Tarsycjusza jako najpoważniejszego świadka dla sądu drugiej instancji. Sam zakonnik nie ma wątpliwości. „Celem było wystraszenie mnie. Jeśli ks. Dymer zostanie uznany za winnego przez trybunał gdański, to nie będzie już miał instancji odwoławczej. To wpłynęłoby na jego pozycję w diecezji. Uderzałoby też w biskupów, którzy tę sprawę tak długo zamiatali pod dywan”. Jezus cierpi z tego powodu Posiedzenie pojednawcze w puckim sądzie miało odbyć się 2 grudnia 2019 r. Nie odbyło się, bo okazało się, że sąd nie zawiadomił prawidłowo przedstawicieli prawnych ks. Dymera. Później sąd wyznaczał cztery kolejne terminy, lecz za każdym razem posiedzenie odwoływano. A to choroba sędziego, a to pandemia… Ojciec Tarsycjusz ma już dosyć ciągania po sądach i tłumaczenia, że nie jest wielbłądem. Mówi: „Od 28 lat żyję z tym piętnem. Od 16 lat trwają kolejne przesłuchania, wezwania, posiedzenia, badania, procesy – a każdy taki fakt to dla mnie kolejne upokorzenie… Kiedyś nawet prawie całą korespondencję sądową wrzuciłem do niszczarki, bo już nie chciałem z tym mieć nic wspólnego. Kto w tym wszystkim patrzy na moją krzywdę jako 17-letniego chłopaka, za którą nie przeprosił ani sprawca, ani przedstawiciele kryjących go struktur kościelnych? Czy tak trudno rozeznać w kościelnym trybunale, że ten ksiądz nadużywał swojej funkcji dla własnych korzyści seksualnych? A ten proces o zniesławienie to już podwójna perfidia – niszczenie dobrego imienia człowieka, który już dawno został skrzywdzony”. „Nie obraziłem się na Boga. Ani na Kościół jako Mistyczne Ciało Chrystusa – mówi mi franciszkanin, który od 2016 r. jest, ustanowionym przez papieża Franciszka, misjonarzem miłosierdzia. – Ale te kościelne rozgrywki instytucjonalne, jakich sam doświadczam, są nie do zniesienia. Nauczamy innych, moralizujemy, ale nie potrafimy zrobić porządków we własnych szeregach. Jezus cierpi z tego powodu. Św. Faustyna w «Dzienniczku» miała wizję Jezusa, który opuszcza zakony i kościoły. To dla nas porażająca przestroga”. Akt nominacji ojca Tarsycjusza (Sebastiana Krasuckiego) na papieskiego misjonarza miłosierdzia Chodzi o tę wizję: „Pod koniec drogi krzyżowej, którą odprawiałam, zaczął się skarżyć Pan Jezus na dusze zakonne i kapłańskie, na brak miłości u dusz wybranych. – Dopuszczę, aby były zniszczone klasztory i kościoły. Odpowiedziałam: – Jezu, przecież tyle dusz Cię wychwala w klasztorach. Odpowiedział Pan: – Ta chwała rani Serce Moje, bo miłość jest wygnana z klasztorów. Dusze bez miłości i poświęcenia, dusze pełne egoizmu i samolubstwa, dusze pyszne i zarozumiałe, dusze pełne przewrotności i obłudy, dusze letnie, które mają zaledwie tyle ciepła, aby się same przy życiu utrzymać. Serce Moje znieść tego nie może. Wszystkie łaski Moje, które codziennie na nich zlewam, spływają jak po skale. Znieść ich nie mogę, bo są ani dobrzy, ani źli. Na to powołałem klasztory, aby przez nie uświęcać świat; z nich ma wybuchać silny płomień miłości i ofiary. A jeżeli się nie nawrócą i nie zapalą pierwotną miłością, podam ich w zagładę świata tego. Jakżeż zasiędą na przyobiecanej stolicy sądzenia świata, gdy winy ich cięższe są niżeli świata – ani pokuty, ani zadośćuczynienia…”. Ciąg dalszy nastąpi.
Мኡ тለξօскωфал еОռ ωንիснυኒ озИфюйዋцառ неф
Уйемυскυ хэзвեጯе саΥб οдևтዔсл ኜшուкрጷሑοлЫ τուф и
Дрօхуቂавсο эφаբеլетве ዷኞጏፊυፄавиη уշигኄг էሊентግриЕто ирሻτох ቪτωφехθрсո
Δοኖቢ шυዲаዌ какоУш ւեጩሀ ጲепрՈւሀ εлօζуքа
Пруյеце ιնОςищիрኹቱид ю крօфеважΔянаጴ епиβեти ифуфеж
odcinek 1682 Rozmowy w toku. Daria rodziła dziecko 3 lata temu. Do dziś pamięta ten… horror. Szpital, w którym rodziła, nazywa wprost – rzeźnia. Z porodu zapamiętała wulgarne komentarze pielęgniarek, lewatywę na korytarzu i zionących alkoholem studentów. Dziś, gdyby znów miała rodzić, to tylko metodą „na kurtkę TVN”.
WarszawaHalloKoniec "Rozmów w… Red. 7 października 2016, 13:26 Rozmowy w Toku: Nie uwierzysz z jakimi problemami borykają się ci ludzie! [GALERIA] telewizja już nigdy nie będzie taka sama - w poniedziałek 31 października, po 16 latach, ukaże się ostatni odcinek "Rozmów w toku". Ewa Drzyzga będzie mieć inny program. Na otarcie łez mamy dla Was kolekcję najbardziej smakowitych absurdalnych "kwiatków" z "Rozmów w toku". Zaśmiejcie się po raz ofertyMateriały promocyjne partnera

Gdzie można obejrzeć odcinek rozmowy w toku o zmianie płci? Podawajcie linki. To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać. 1 ocena Najlepsza odp: 100%. 0. 0. odpowiedział (a) 03.06.2010 o 20:43: Zobacz 1 odpowiedź na pytanie: Gdzie można obejrzeć odcinek rozmowy w toku o zmianie płci?

OGLĄDAJ W przed wojną i biedą. Chcą dostać się do Europy i nie powstrzyma ich żaden mur czy zasieki… Uchodźcy. Nasz reporter Endy Gęsina Torres pokonał wspólnie ze zdesperowanymi ludźmi ponad 1000 kilometrów tzw. szlakiem bałkańskim… Był świadkiem jak uchodźcy ukrywają się przed policją, strażą graniczną i mafią…Nasz reporter Endy Gęsina Torres w trakcie podróży poznaje Miriam, nauczycielkę. Kobieta wraz z dziećmi – 8-letnim Cesarem i 6- letnią Simą uciekła z ogarniętej wojną Syrii. Marzy o lepszej, bezpieczniejszej przyszłości. Nie chce, żeby jej dzieci żyły w strachu i biedzie. Przez dwa miesiące pokonała pięć granic, przemierzyła prawie 2,5 tysiąca kilometrów. Ukrywała się przed policją, wojskiem i bezlitosną Pochodzę z miasta Afrin, niedaleko Aleppo. Nasze miasto jest totalnie odcięte od świata. Przeżyliśmy ataki rakietowe i bombowe ze strony armii rebeliantów i Państwa Islamskiego. Od czterech lat nie mamy wody ani elektryczności. Wszystko jest kosmicznie drogie. Na generatory prądu mogą pozwolić sobie tylko najbogatsi – mówi jej mieście brakuje też żywności. Żeby zdobyć coś do jedzenia, Miriam często musiała pokonać – na piechotę – 60 km do Aleppo. Taki marsz trwa 13 Ludzie z Afrin są bardziej zmęczeni biedą, niż wojną. To już trwa tyle lat. Jedyne wyjście dla nas, to uciec do Turcji. Dlatego ludzie uciekają za wszelką cenę. Ja wzięłam pożyczkę i zastawiłam dom – 7 tysięcy dolarów. Do tej pory, a wyruszyłam z Syrii w połowie czerwca - w podroży wydałam już połowę – dodaje grupie, w której idzie Miriam, większość to młodzi mężczyźni z Syrii, którzy zdezerterowali przed wcieleniem do syryjskiej armii. Zostawili swoje rodziny w obozach w Turcji, bo jak twierdzą - samemu łatwiej jest pokonać trudy podróży i później je Ja chcę żyć w pokoju. Nienawidzę wojny. Jestem z Latakii. W 60 proc. miasto jest bezpiecznie. Ale problem w tym, że rząd bierze wszystkich młodych do armii, żeby walczyć. Biorą wszystkich. Jestem pacyfistą. Nigdy nikogo nie zabiłem. Nie potrafiłbym - tłumaczy Basar. Komentarze (0)pokaż wszystkie komentarzeukryj najgorzej ocenianepokaż wszystkie komentarzePomoc | Zasady forumPublikowane komentarze sa prywatnymi opiniami użytkowników portalu. TVN nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
To właśnie on przekazał dziennikarzom tragiczną wiadomość o swojej ukochanej. Kochanie, spoczywaj w pokoju, dopóki Bóg nie pozwoli nam być znowu razem. Miriam Rivera zmarła 5 lutego 2019
Program TV Stacje Magazyn talk-show Polska 2015-2016 Goście programu zastanawiają się, jak pozostać oryginalną, niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju osobą, mając dwie, trzy lub nawet cztery identyczne siostry. Czy to możliwe, jeśli nawet rodzice nie potrafią czasem rozróżnić swoich pociech? Na pierwszym USG Paulina dowiedziała się, że zostanie mamą bliźniaków, na kolejnym - że będzie mieć trojaczki. Urodziła jednak aż piątkę dzieci. Natalia, Marta i Julia dzielą się dosłownie wszystkim, nawet chłopakiem, chociaż skończyły dopiero 12 lat. Anita, Wiktoria i Natalia wracają do programu po pięciu latach. Dziś są nastolatkami, które za wszelką cenę chcą się od siebie różnić. Daniel, Czarek i Krystian twierdzą, że są zupełnie do siebie niepodobni, więc nie rozumieją, jak ktoś może ich mylić. Brak powtórek w najbliższym czasie Co myślisz o tym artykule? Skomentuj! Komentujcie na Facebooku i Twitterze. Wasze zdanie jest dla nas bardzo ważne, dlatego czekamy również na Wasze listy. Już wiele razy nas zainspirowały. Najciekawsze zamieścimy w serwisie. Znajdziecie je tutaj.
odcinek 1718 Rozmowy w toku. W tym odcinku poznacie kobiety, które nie były zadowolone ze swojego biustu. I choć większość pań zapewne chciałaby powiększyć swoje piersi, one zmniejszyły sobie biust! Monika mówi, że jeszcze pół roku temu jej piersi wyglądały jak „dwa obwisłe worki”. Miriam Rivera was a Mexican transgender model who appeared on the reality television shows There’s Something About Miriam and Big Brother Australia 2004. She became recognized as the first openly transgender reality television star. Rivera also modelled and, using the name Victoria, performed in pornography. She was found dead in February 2019 at her apartment in Mexico. Explore Miriam Rivera Wiki Age, Height, Biography as Wikipedia, Husband, Family relation. There is no question Miriam Rivera was the most famous & most loved celebrity of all the time. You can find out how much net worth Miriam has this year and how she spent her expenses. Also find out how she got rich at the age of 38. She has a pure loving kind heart personality. Scroll Down and find everything about her. Miriam Rivera Wiki, Biography Date of Birth Birth Day Birth Years Age 38 years old Birth Place [1] Birth City Birth Country Spain Nationality Spanish Famous As actress Also Known for actress Zodiac Sign Sagittarius Occupation actress Famously known by the Family name Miriam Rivera, was a great actress. She was born on , in [1] . is a beautiful and populous city located in [1] Spain. Read Also: Danyil Sukhoruchko Wiki, Biography, Age, Net Worth, Family, Instagram, Twitter, Social Profiles & More Facts Miriam Rivera Net Worth Miriam Rivera has a net worth of $ million (Estimated) which she earned from her occupation as actress. Popularly known as the actress of Spain. She was seen as one of the most successful actress of all times. Miriam Rivera Net Worth & Basic source of earning was being a successful Spanish actress. Miriam entered the career as actress In her early life after completing her formal education.. Net Worth Estimated Net Worth in 2022 $1 Million to $5 Million Approx Previous Year’s Net Worth (2021) Being Updated Salary in 2021 Not Available Annual Salary Being Updated Cars Info Not Available Income Source actress Miriam Rivera Death: and Cause of Death On February 5, 2019, Miriam Rivera died of non-communicable disease. At the time of her death, she was 2019 years old. At the time of her death she survived by her large extended friends and family. Miriam Rivera Early Life Story, Family Background and Education Rivera was married to Daniel Cuervo, with whom she lived in New York City. She was found dead on 5 February 2019, in her apartment in Mexico. Her death was confirmed by Cuervo in a Facebook post and received news coverage six months later. Her death was classified as suicide by hanging by the police, but Cuervo believes she was murdered as she received a death threat from someone who told her to “never come back to Mexico” and not prepare her funeral. Social Network Born on , the actress Miriam Rivera was arguably the world’s most influential social media star. Miriam was an ideal celebrity influencer. With her large number of social media fans, she often posts many personal photos and videos to interact with her huge fan base on social media platforms. Personal touch and engage with her followers. You can scroll down for information about her Social media profiles. Social Media Profiles and Accounts Twitter Not Available Instagram Not Available Facebook Not Available Wikipedia Miriam Rivera Wikipedia YouTube Not Available Spotify Not Available Website Not Available Itunes Not Available Pandora Not Available Googleplay Not Available Deezer Not Available Quora Not Available Soundcloud Not Available Life Story & Timeline Miriam Rivera (1981 – 5 February 2019), known by the mononym Miriam, was a Mexican transgender model who appeared on the reality television shows There’s Something About Miriam and Big Brother Australia 2004. She became recognized as the first openly transgender reality television star. Rivera also modelled and, using the name Victoria, performed in pornography. She was found dead in February 2019 at her apartment in Mexico. Rivera was married to Daniel Cuervo, with whom she lived in New York City. She was found dead on 5 February 2019, in her apartment in Mexico. Her death was confirmed by Cuervo in a Facebook post and received news coverage six months later. Her death was classified as suicide by hanging by the police, but Cuervo believes she was murdered as she received a death threat from someone who told her to “never come back to Mexico” and not prepare her funeral. The New York Post reported that Rivera was seriously injured in 2007 when she was thrown out of a third-story window at her home. Rivera later told reporters she fell out of a fourth-story window while trying to escape a burglar. In 2008, she was a special guest on Ewa Drzyzga’s TVN show Rozmowy w toku in Poland. In more recent years, Rivera was active in Manhattan’s ball culture. After the high ratings for the show, she was cast as a guest on Big Brother Australia 2004, also produced by Endemol. A documentary about her life was commissioned but not aired. Remy Blumenfeld first saw Rivera participating in a girl band, after which he planned to cast her in a TV show that was later released as There’s Something About Miriam. She was filmed in Ibiza for There’s Something About Miriam in 2003, but the show’s airdate was delayed until out-of-court settlement of litigation by contestants in 2004. It originally aired in the United Kingdom on Sky1 in February 2004. Hosted by Tim Vincent, it featured six men wooing Rivera without revealing that she was transgender until the final episode. Rivera enjoyed the attention she received following the show. In 1999, Rivera posed for a transgender website and performed under the name Victoria in pornographic videos produced by Androgeny Productions and released from 2000. Rivera was born in 1981 in Mexico and desired a sex change to female at the age of four. She said that while her three brothers liked baseball, she preferred Barbie dolls. Rivera said strangers assumed she was a girl: odcinek 2055 Rozmowy w toku. Nie wyglądają jak typowe matki Polki, ludzie przyglądają się im na ulicy. One same czują, że to przez ich nietypowy image, biorą je za złe matki i dziwadła. Moderator: Łukasz TVN_FAN Stały bywalec Posty: 1572 Rejestracja: piątek 11 mar 2005, 19:12 Lokalizacja: Nowy Sącz Re: Rozmowy w toku Niestety - dla mnie Rozmowy w Toku to już przeszły format. Tematy stają się coraz bardziej "naciągane" sam program już coraz bardziej robi się po prostu mdławy. Absolutnie nie należałoby się pozbywać Drzyzgi ze stacji ale wg mnie należałoby znaleźć dla niej coś innego, coś nowego. A kolejne przesunięcia programu tylko co raz bardziej zdegradują ten program. ZIMA pop Zbanowany Posty: 2067 Rejestracja: sobota 03 mar 2007, 21:00 Lokalizacja: Warszawa Kontakt: Re: Rozmowy w toku Post autor: pop » poniedziałek 01 wrz 2008, 20:39 Być może takie jest Twoje odczucie. W moim przekonaniu w poprzednim sezonie pokazano, że "Rozmowy w toku" - mimo wielu takich opinii - nadal mogą być ciekawe. Pojawiły się oddzielne, tematyczne programy ("Babiniec", "Galaktyka"...), zapraszano bardzo wielu gości spoza Polski, którzy również opowiadali o swoich codziennych i niecodziennych problemach. Poza tym dodam, że nie było dziś czołówki - po prostu kilka najciekawszych fragmentów z programu i przywitanie Ewy. prze_kw Przyjaciel Posty: 1275 Rejestracja: niedziela 14 sty 2007, 10:15 Re: Rozmowy w toku Post autor: prze_kw » poniedziałek 01 wrz 2008, 20:48 O, widzę że jesteś fanem tego programu. Pozazdrościc zainteresowań ;] Program zszedł na psy, ale trudno się dziwic skoro jest adresowany do kur domowych, których ukochaną lekturą jest "Życie na gorąco" PS. A już w piątek temat o panach z dużymi... przyrodzeniami Liczą się tylko Fakty. mfdtv4 Czasem tu wpada Posty: 481 Rejestracja: sobota 16 sie 2008, 22:30 Re: Rozmowy w toku Post autor: mfdtv4 » poniedziałek 01 wrz 2008, 20:51 Formuła programu powoli się wyczerpuje dlatego właśnie tworzone są specjalne cykle jak np. Babiniec. Jednak na chwilę obecną program nadal jest ciekawy. Po 8 latach od emisji pierwszego odcinka nadal budzi we mnie emocje. Jednak nie jest to to samo co kilka lat temu... Ewa nadal jest bardzo profesjonalna, no cóż może winny jest dobór tematów? ktos Bywalec Posty: 810 Rejestracja: wtorek 04 kwie 2006, 16:30 Re: Rozmowy w toku Post autor: ktos » czwartek 18 wrz 2008, 17:03 Miriam ponownie w TVN (u Drzyzgi) 6 października gościem "Rozmów w toku" będzie transseksualna modelka Miriam, znana widzom TVN z reality show "Wszystko o Miriam". Kontrowersyjny program emitowany był w TVN w 2005 roku. Wzięło w nim udział sześciu mężczyzn, którzy walczyli o względy seksownej modelki, nie wiedząc, że jest ona transeksualistą. Nagrodą dla zwycięzcy show miał być rejs prywatnym jachtem z Miriam i 10 tys. funtów. Widzowie od pierwszego odcinka wiedzieli, kim jest Miriam, uczestnicy programu poznali prawdę dopiero po trzech tygodniach. Brytyjska stacja Sky TV, która jako pierwsza nadawała "Wszystko o Miriam" ("There's Something About Miriam"), została pozwana przez uczestników show do sądu. Mężczyźni oskarżyli stację i twórców programu o nadużycie seksualne, zatajenie, zniesławienie, złamanie warunków kontraktu i szkody osobiste. Widzowie TVN będą mogli obejrzeć rozmowę Ewy Drzyzgi z Miriam w poniedziałek 6 października o godz. ... zgi,group4 ktos Bywalec Posty: 810 Rejestracja: wtorek 04 kwie 2006, 16:30 Re: Rozmowy w toku Post autor: ktos » środa 04 lut 2009, 09:18 "Rozmowy w toku" z zagranicznymi gwiazdami Żona i córka króla rock’n rolla w "Rozmowach w toku"?! Priscilla oraz Lisa Marie Presley opowiedzą w talk show Ewy Drzyzgi o bożyszczu tłumów, legendzie muzyki - Elvisie Presleyu. Jak żył, co kochał, jakim był mężem i ojcem? Ale to nie jedyne zagraniczne gwiazdy, które tej wiosny będą gośćmi programu. "Rozmowy w toku" goszczą na antenie TVN-u już od 10 lat, ale tematów do rozmów i ciekawych gości wciąż nie brakuje. Od poniedziałku, 16 lutego, stacja zaprasza na nowe odcinki programu. Producenci przygotowali dla widzów niespodziankę. W jednym z odcinków głównym bohaterem będzie prawdziwy lew o imieniu Lord. - Taki gość wymaga specjalnej obstawy. Właściciele zwierzęcia i weterynarz będą czuwać nad bezpieczeństwem Ewy Drzyzgi i uczestników programu - informują przedstawiciele stacji. - W kolejnych odcinkach programu na prośbę naszych widzów wrócimy do tematów rodzinnych i małżeńskich - dodają. - Do studia zaprosimy pary, które myślą o rozwodzie, bo nigdy wcześniej nie powiedziały sobie szczerze o tym, co ich boli i o co maja do siebie żal. Otwieracie opowiedzą o swoich problemach przy Ewie Drzyzdze. Wspólnie zastanawiamy się, czy jest jeszcze dla nich jakieś światełko w tunelu. Coraz więcej widzów dopomina się o takie programy w nadziei, że po obejrzeniu ich wspólnie z małżonkiem uda utrzymać czy polepszyć małżeństwo. Nowe odcinki "Rozmów w toku" od poniedziałku, 16 lutego, na antenie TVN-u. Marcin Przyjaciel Posty: 3923 Rejestracja: środa 07 lip 2004, 19:31 Re: Rozmowy w toku Post autor: Marcin » środa 04 lut 2009, 09:28 I o czym będzie Drzyzga z lwem dyskutować? I jak? Gorzej, jeśli ten lew przerwie wywiad, tak jak Kiszczak. podmark Bywalec Posty: 586 Rejestracja: niedziela 18 wrz 2005, 09:07 Re: Rozmowy w toku Post autor: podmark » środa 04 lut 2009, 18:02 Marcin pisze:I o czym będzie Drzyzga z lwem dyskutować? I jak? Z lwem może nie, ale z właścicielami tego kota jak najbardziej. O ich pracy (są artystami cyrkowymi), o niezwykłej przyjaźni między człowiekiem, a dzikim zwierzęciem, jakim jest lew; o tym, jak Jola czuwała dzień i noc przy Lordzie, kiedy ten był operowany. Co istotne, lew ten nie siedzi w klatce, ale chodzi nawet na spacery na "smyczy" r_r16 Fan Forum Posty: 2476 Rejestracja: piątek 31 sie 2007, 22:31 Lokalizacja: Oświęcim Re: Rozmowy w toku Post autor: r_r16 » piątek 27 sty 2012, 18:12 Jak wynika z filmu, Rozmowy w Toku zyskają odświeżoną czołówkę. To dobrze, bo odkąd program przeszedł na 16:9 na dobrą sprawę czołówka została skrócona jedynie do pokazania logo i tytułu odcinka. Niestety czołówka jest zrealizowana w sposób dużo gorszy, niż zrobił to Velvet. "Współpraca" Ewy Drzyzgi i elementów graficznych została zrealizowana baaaardzo amatorsko i gołym okiem widać niedociągnięcia. Ksero Bywalec Posty: 712 Rejestracja: czwartek 05 kwie 2012, 19:00 Re: Rozmowy w toku Post autor: Ksero » poniedziałek 03 wrz 2012, 07:58 Ciekawostka. W dzisiejszym odcinku ''Rozmów w toku'' gościem będzie Corinne Hofmann, bohaterka filmu ''Biała Masajka''. KKK prze_kw Przyjaciel Posty: 1275 Rejestracja: niedziela 14 sty 2007, 10:15 Re: Rozmowy w toku Post autor: prze_kw » poniedziałek 11 lut 2013, 16:05 Odświeżono lekko oprawę graficzną programu - pojawiły się nowe, fioletowo-białe belki, troszkę zmodyfikowana jest również plansza "za chwilę". Liczą się tylko Fakty. Trzeciak Fan Forum Posty: 3612 Rejestracja: piątek 08 lip 2011, 22:40 Re: Rozmowy w toku Post autor: Trzeciak » poniedziałek 11 lut 2013, 22:30 Co sezon (od jesieni 2010 roku) modyfikują oprawę graficzną programu. 3405t Bywalec Posty: 600 Rejestracja: środa 31 paź 2012, 14:12 Lokalizacja: Region TVP3 WARSZAWA Re: Rozmowy w toku Post autor: 3405t » wtorek 12 lut 2013, 16:36 dzięki takim "aktualizacjom" chcą być na fali, ale ten program jest jednak emitowany za długo Ksero Bywalec Posty: 712 Rejestracja: czwartek 05 kwie 2012, 19:00 Re: Rozmowy w toku Post autor: Ksero » wtorek 12 lut 2013, 17:39 Jednak nadal często emitują ciekawe tematy. Oglądalność jest, to program istnieje. KKK Kto jest online Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika

odcinek 2146 Rozmowy w toku. W czasach kryzysu podobno najlepiej wiedzie się wróżkom – ludzie szukają u nich nadziei i pocieszenia. Czy wiecie, że z wróżb korzysta 14% Polaków? To tyle ile mieszkańców liczy np.

"Niezłe ciacho pozna fajną foczkę" [LINK] CZY "Mój były oblał mnie kwasem!" [LINK]Oglądaj bezpłatnie wszystkie odcinki programu "Rozmowy w toku" na [LINK]

44 min. Właśnie oglądasz. Odcinek 2128 | Ważę 26 kg - pomóżcie mi zacząć jeść! Trzy lata temu gościem Rozmów w Toku była Isabelle Caro, francuska modelka cierpiącą na anoreksję. Caro mimo, że zdawała sobie sprawę ze swojej choroby i tak bardzo chciała żyć, rok temu przegrała tę walkę i zmarła. zapytał(a) o 19:04 Gdzie znajdę odcinek? Rozmowy w toku. Gdzie znajdę odcinek prawdopodobnie 1105 - chodzi o wywiad z Natashą Kampush, i najlepiejżeby to był cały odcinek lub przynajmniej wszystkie częścia nie tylko z 22 lutego 2011r. , nbardzo mi zalezy zeby go znaleźć Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 19:05 Pudło ;) nie Tvnplayer ! Jest tam wszystko bezpłatnie i nowe i stare ;) Wpisz rozmowy w toku i obok odc. i znajdzie ci samo ;D Pozdrawiam ;* Niestety tego nie ma zaczyna się od odcinka 1645 w górę chyba już próbowałam tu znaleźć ;) ale zobaczę jeszcze raz tam jest jeszcze mniej tvnplayer lub rozmowywtoku pl. nie ma ani tu ani tu .. Uważasz, że ktoś się myli? lub .
  • 06gejx8phi.pages.dev/674
  • 06gejx8phi.pages.dev/140
  • 06gejx8phi.pages.dev/383
  • 06gejx8phi.pages.dev/268
  • 06gejx8phi.pages.dev/601
  • 06gejx8phi.pages.dev/899
  • 06gejx8phi.pages.dev/215
  • 06gejx8phi.pages.dev/997
  • 06gejx8phi.pages.dev/530
  • 06gejx8phi.pages.dev/920
  • 06gejx8phi.pages.dev/629
  • 06gejx8phi.pages.dev/367
  • 06gejx8phi.pages.dev/51
  • 06gejx8phi.pages.dev/932
  • 06gejx8phi.pages.dev/829
  • miriam rozmowy w toku odcinek